Paradoks XXXII
W oczach mężczyzny był jeden wielki znak zapytania.
A ja zrozumiałam, że to jest ostatni możliwy moment, by się wycofać. Dotarło do mnie, że jeśli teraz powiem to, co chciałam powiedzieć, to klamka zapadnie.
Zero możliwości odwrotu.
A teraz?
Dopóki się nie odezwałam, mogłam jeszcze wszystko obrócić w żart.
I o ile byłam wcześniej pełna zapału, tak nagle dopadły mnie wątpliwości.
– Mademoiselle Anna? – Nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu.
Czy to, co chcę zrobić ma jakikolwiek sens?
Może jakimś cudem wszystko się jeszcze ułoży.
Kobiety są jednak głupie.
Zawahałam się, ale w tym momencie przypomniałam sobie słowa Maksa.
– Mówiłem ci, że mi ulegnie. Każda ulega. Masz jeszcze jakieś wątpliwości? – I aż przebiegł mnie dreszcz.
Nie będzie dobrze i nie mogło być dobrze. Muszę się z tego wyplątać.
A przynajmniej spróbować!
Odchrząknęłam i zaczęłam mówić.
Maximilien mi nie przerywał.
I nic dziwnego.
Najpierw patrzył na mnie z oszołomieniem, potem niedowierzaniem, a na końcu z przerażeniem.
Gdy skończyłam zapanowała cisza.
Ja już powiedziałam wszystko – teraz była kolej na niego.
Nadal nie spuszczając ze mnie wzroku, zaczął się na oślep cofać, aż w końcu wpadł na biurko i oparł się o nie całym ciężarem.
– To jest…. – Wypowiedział tylko dwa słowa.
Wiedziałam, co chciał dodać. I miał rację. To było tak proste, że aż genialne.
– Ale będą wiedzieć, że to ja. – Odetchnęłam z ulgą. Czyli zakładał, że jednak to zrobi.
– Nikt na to nie wpadnie. Nie, jeśli zrobi pan dokładnie to, co powiedziałam. Wszystko.
– Co będę z tego miał? – Zamknęłam oczy.
No tak.
Potrzebował naprawdę solidnego argumentu.
– Będzie pan żył. Ja muszę to zrobić i to musi się udać. Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, jeśli z kimkolwiek podzieli się pan tym, o co prosiłam, kiedykolwiek … zresztą to chyba oczywiste.- Wzruszyłam ramionami. – I proszę nie zakładać, że jeśli mnie aresztują to będzie pan bezpieczny. To nie ma znaczenia, bo i tak pana dopadnę. Ja, albo ktoś w moim imieniu. Mogę to panu zagwarantować.
Postawiłam wszystko na jedną kartę. I zgarnęłam pulę.
Mężczyzna kiwnął głową.
– Dobrze. Zrobię wszystko, ale proszę mi wierzyć. To nie ma prawa się udać.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
– Maximilien, to już nie będzie pana zmartwienie.
Omówiłam z nim wszystko. Jeszcze raz, krok po kroku. Gdzie, co i kiedy.
Co jak co, ale facet umiał trzymać nerwy na wodzy. Zadawane przez niego pytania dotyczyły tylko i wyłącznie tego co miał zrobić i co dostarczyć.
Dopiero na koniec pozwolił sobie na drobną uwagę.
– Mademoiselle Anna. Jeśli to się uda, to będzie to jeden z najgłupszych napadów w historii.
Najgłupszy czy nie, ale miałam naprawdę mało czasu.
Po rozmowie z managerem, błyskawicznie wróciłam do apartamentu i korzystając z faktu, ze jeszcze nikt nie wrócił, szybko wyciągnęłam z sejfu kilkanaście tysięcy euro. Najchętniej wzięłabym wszystko, ale nie mogłam pozwolić sobie na wpadkę. A przynajmniej nie na tak głupią.
To właśnie widok takiej ilości gotówki uruchomił w mojej głowie właściwą zapadkę, a potem już puzzle same się ułożyły.
Jednym z problemów, o którym starałam się nie myśleć były pieniądze.
Przy ucieczce potrzebowałam gotówki.
Każdej kwoty.
A Maks niejako podał mi rozwiązanie na tacy.
Na pierwszy rzut oka braku kilkudziesięciu banknotów z tego stosu nie było widać. Liczyłam na to, ze nikt dokładnie nie będzie liczył ile jest w sejfie. A przynajmniej nie zrobi tego, aż do niedzielnego poranka.
Co innego, gdybym opróżniła całkowicie „zapasowy portfel” Maksa, a ktokolwiek zajrzałby do środka przed „napadem” – to oznaczałoby koniec.
– Spokojnie. – Mruknęłam do siebie. – Okazji do „to już koniec” będziesz miała aż nadto.
Starannie złożone banknoty schowałam od razu w saszetce.
Była to jedna z niewielu rzeczy, które zamierzałam ze sobą zabrać.
Na dźwięk telefonu podskoczyłam nerwowo.
– Cholera. Weź się naprawdę uspokój. Albo zejdziesz na zawał, albo Maks zauważy, że coś jest nie tak i weźmie cię pod lupę. – Mamrotanie pod nosem wchodziło mi w nawyk.
Powoli odłożyłam słuchawkę.
Dzwonił Maximilien potwierdzając, że zamówienie będzie zrealizowane w całości.
Czyli wszystko jest.
Jakimś cudem ten kretyński plan był realizowany.
Aczkolwiek tempo było dla mnie zabójcze.
Musiałam jeszcze tylko wymyśleć jedną rzecz.
Jak mogę sama wyjść z hotelu w niedzielę rano, bez durnych pytań ze strony Maksa i przede wszystkim bez ogona w postaci któregokolwiek z mężczyzn?
Jak to zwykle bywa, równowaga w przyrodzie musi być i objawiła się właśnie w tym momencie.
Za łatwo i szybko szło mi poprzednio. Na tym niby drobiazgu zablokowałam się na amen.
Zdenerwowana krążyłam po apartamencie i w czasie takiej rondy zastał mnie Maks.
Wrócił sam.
Stanął w holu i mnie obserwował.
Zatrzymałam się niepewnie, nie wiedząc za bardzo czego mogę od niego teraz oczekiwać.
– Nasza obstawa jest na dole. Mamy zaproszenie od … – Niski głos wypełnił przestrzeń.
Na chwilę zapomniałam jaki z niego drań.
Miałam przed sobą mężczyznę, który doprowadzał mnie do szału i utraty zmysłów.
– Słuchasz mnie? – Minimalnie podniesiony głos wyrwał mnie z tego dziwnego stanu.
– Nie . – Bezmyślnie odparłam zgodnie z prawdą i natychmiast zamilkłam.
Przegięłam. Sama wiedziałam, że przegięłam.
Wścieknie się od razu? Czy doprowadzi mnie do porządku? Niby że co? Wyciągnie siłą i zawlecze za włosy na raut?
Ale Maks całkowicie zaskoczył mnie pytaniem.
– Wolisz zostać tutaj? – Zmarszczyłam brwi. O co mogło mu chodzić?
Czy chciałam wychodzić? Nie chciała. Odpowiedź mogła być tylko jedna.
– Tak. – odparłam, bacznie obserwując jego reakcję.
– Sama? – Teraz mnie zastrzelił!
Dlaczego nie zapytał się o powód?
Właściwie, to powinien się wściec, że rujnuję mu plany.
Ba – wręcz szargam jego reputację, śmiąc nie tkwić wiernie u boku narzeczonego.
Ale czy chcę tu być sama? Zawahałam się i znowu usłyszałam jego głos.
– A ze mną? – Bezwiednie rozchyliłam usta.
Z Maksem?
Sam na sam?
I w tym momencie uzmysłowiłam sobie, że ta noc będzie moją ostatnią. W każdym znaczeniu tego słowa.
Ostatni raz mam okazję być z Maksem.
Kochać się z nim.
Przytulać do niego.
Leżeć słysząc jego oddech.
Kiedy zrobię rano to, co zamierzałam, on mnie znienawidzi. I najpewniej złapie i zabije.
Ale to nie miało żadnego znaczenia. Miałam gdzieś co ze mną potem zrobi. A już totalnie w nosie miałam to, jak mną manipulował. Chciałam go. Jeszcze raz. Musiałam!
Sama się zdziwiłam słysząc swój szept, ale głos nagle odmówił mi posłuszeństwa.
– Nie chcę nigdzie jechać. Chcę się z tobą kochać.
** ** ** ** ** ** ** **
Paradoks – część XXXIII
Kochani. Nawet nie będę pisać co się rozwaliło, bo ostatnio to rozwala mi się wszystko. Wrzucam to co jest – i sami mam nadzieję, że ze zrozumieniem i pobłażliwością przyjmiecie informację, że opowiadanie będzie miało jeszcze jedną cześć extra.
Dobrej nocy!
Najgłupszy napad w historii ? Co Ty wymyśliłaś:-) Zaostrzasz tylko apetyt na więcej i więcej pozostawiając niedosyt:-D Weny i czasu wolnego życzę:-)
Aaa aaa. .. czyli nie widzicie co się jeszcze rozsypało? Uff.
Naprawdę bardzo Was przepraszam,ale ten tydzień bije rekordy.
A co do napadu to dzisiaj cd.
Wiem, okropna jestem.
Na Waszym miejscu szału bym dostała – tym bardziej podziwiam Was za cierpliwość.
Czy jest szansa że dziś się coś pojawi???
Nie dam rady skończyć. Część stety albo niestety jest dosyć długa, bo muszę tą wariatkę doprowadzić do pewnego momentu. Inaczej znowu będzie jedna część extra.
A teraz moja szczęka znajduje się na podłodze, razem z resztą ciała … powiem tak – jeśli uważacie, że nie można zapomnieć o tym, że od poniedziałku wchodzą do domu robotnicy i będą przez tydzień kuć w ścianach, to wyprowadzę Was z błędu.
Na śmierć zapomniałam … i miałam taki mały armagedon kiedy mi się przypomniało.
PS> już prawie spałam, ale się poderwałam jak głupek, bo zapomiałam, że muszę coś zrobić do 23:59 (przypomniało mi się jakieś 20 minut temu, ale na szczęście zdążyłam).
I się zestresowałam.
niech to diabli – a taki spokojny weekend miał być