Zapowiedź … Skrywane Pragnienia

Sięgnęłam po telefon tylko po to by sprawdzić godzinę. Zawsze, gdy tu przychodziłam czas upływał o wiele szybciej niż mi się wydawało. Tak samo było i tym razem.
Westchnęłam, ale nie ze względu na porę, ale na wyświetlone przy okazji powiadomienia.
Jedno nieodebrane połączenie od ojca i jedno od niej. Za to siedemnaście od niego.
– Chyba jednak zauważyli, że nie ma mnie na przyjęciu. Myślisz, że im mnie brakuje, czy po prostu ktoś obcy zwrócił uwagę na moją nieobecność i dlatego próbują się do mnie dodzwonić? W końcu to urodziny prezesa i nie wypada, żeby jego własna córka się na nich nie pojawiła. Będę się chyba powoli zbierać. W końcu rodzina powinna być zawsze razem, prawda?
Trzymałam się względnie do tej chwili, ale gdy tylko wypowiedziałam ostatnie zdanie, coś we mnie pękło. Łzy same zaczęły płynąć i znowu wrócił ból, którego tak starałam się pozbyć i który nadal było trudno wyciszyć.
Otworzyłam torbę i wyciągnęłam z niej trzy zielone butelki, nie przejmując się tym, że jakiś przypadkowy przechodzień może mnie zobaczyć. Dotychczas widziane osoby mijały mnie z oddali, bardziej zajęte swoimi problemami i raczej nie miało się to zmienić.
– Ale zanim pójdę mam jeszcze coś do zrobienia. Widzisz? Śliwkowe, twoje ulubione – powiedziałam, potrząsając jednocześnie butelką tuż przed jej otwarciem. – Tym razem trzy sztuki z okazji trzeciej rocznicy. Wybacz, że nie użyję kieliszka, ale ty też wtedy tak je wypiłaś. I nie bój się. Co prawda przyjechałam samochodem, ale nie wsiądę za kierownicę. Zadzwonię po kierowcę – powiedziałam, ale nie odważyłam się wypowiedzieć na głos kolejnej myśli.
Nie zrobię tego co ty.
Pierwszy łyk i się skrzywiłam. Nie przepadałam za soju, a śliwkowe było chyba najgorsze ze wszystkich. Drugi łyk, po trzecim dostałam czkawki, ale to nie powstrzymało mnie przed wypiciem pozostałej zawartości butelki.
Skąd się wziął ten dziwny rytuał? Sama nie umiałam udzielić jednoznacznej odpowiedzi n ato pytanie. Czy dlatego, że rzeczywiście lubiła ten alkohol? A może dlatego, że to on spowodował, że jest właśnie w tym miejscu? Albo tak ja radziłam sobie z bólem? Nie umiałam tego wyjaśnić, ale w ten osobliwy sposób świętowałam jej ponowne narodziny.
Bo dla mnie ta data nie była datą jej śmierci, ale datą narodzin w innym miejscu.
– Zadziwiające, ale czuję się zupełnie trzeźwa. Pomijając czkawkę. Czyżbym zaczęła się przyzwyczajać? Może to i lepiej, bo pomyśl jakie wyzwanie będzie na mnie czekać z okazji dziesiątej rocznicy twoich narodzin. Znasz mnie dobrze i wiesz jaka jestem uparta. Zaczęłam w ten sposób świętować twoje narodzint i nic mnie nie zmusi, żebym przestała to robić – zaśmiałam się, co już było sygnałem, że trzeźwa już nie jestem.
Wcześniej nie przepadałam za alkoholem, a po wypadku matki przestałam zupełnie pić. Robiłam wyjątek tylko w ten dzień.
Otworzyłam drugą butelkę.
– Tylko, że ten wyjątek jest coraz większy – mruknęłam. Alkohol wchodził we mnie coraz łatwiej i z każdym kolejnym łykiem smakował mi coraz bardziej, co ewidentnie świadczyło o tym, że jestem coraz bardziej pijana. Szkoda tylko, że łzy nie przestawały mi płynąć.
– Jeszcze ostatnia i jadę – oznajmiłam światu, po czym huknęłam z całej siły w denko trzeciej sztuki. Tempo picia miałam zabójcze i po chwili patrzyłam na leżące obok siebie puste butelki.
– Niby z roku na rok alkoholu coraz więcej, a mam wrażenie, że wypijam go coraz szybciej i jeszcze lepiej go znoszę. To chyba nie jest dobry znak – podsumowałam się może i trochę brutalnie, ale za to szczerze i sięgnęłam po komórkę, by ogarnąć kierowcę.
Rzeczywiście nie czułam się źle, ale widziałam, że prowadzić nie mogę.
– Tylko nie to – jęknęłam wpatrując się w czarny ekran.
Nie naładowałam wystarczająco telefonu? Albo to duża ilość przychodzących połączeń sprawiła, że bateria mi padła?
Rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam nikogo. Z reguły o tej porze bywało w tym miejscu mało ludzi, ale ta całkowita pustka była zaskakująca. Byłam sama.
I to mnie dobiło, a moja względna samokontrola runęła jak domek z kart.
Przytuliłam się do nagrobka i rozpłakałam na dobre. Wróciła czkawka i nagle zrobiło mi się przerażająco zimno. Nie byłam w stanie powstrzymać drżenia całego ciała, ale jedyne co zrobiłam to zwinęłam się w kłębek. Umysł odmówił współpracy, tylko usta zaczęły powtarzać raz za razem te same słowa:
– Pomóż mi.
Nie wiem do kogo je kierowałam. Nie wiem jak długo to trwało. Słowa powtarzałam coraz rzadziej. Potem zmieniły się w szept, ale ktoś je usłyszał.
– Jestem.
Głos pojawił się w tej samej chwili, w której zrobiło mi się cieplej. Przylgnęłam do tego ciepła, było tak kojące. Po chwili głos odezwał się ponownie, ale tym razem nie tylko go usłyszałam, ale poczułam wibracje wnikające w moje ciało.
Ten głos należał do mężczyzny i właśnie rozmawiał z kimś innym. Musiał, bo gdyby wypowiadał te słowa do mnie, to nie miałyby najmniejszego sensu.
– … Znalazłem ją. … Musi odpocząć. … Nie, nie wrócimy. Zabieram ją do siebie.
Głos ucichł, ale ciepłe ciało nadal było tuż obok. Czyli mnie nie zostawił. Nagle poczułam dziwną potrzebę wytłumaczenia się.
– Nie mogę prowadzić. Telefon mi padł.
Chciałam na tym zakończyć wypowiedź, ale kompromitująca czkawka odezwała się ze zdwojoną mocą i stwierdziłam, że muszę dodać coś jeszcze, jakby to nie było oczywiste.
– Chyba jestem trochę pijana.
Najnowsze komentarze