Pechowa ósemka XVI
Byłam głodna, ale konsekwentnie ignorowałam to uczucie – do przerwy. Pacjent wyszedł, a ja czułam coraz większe ssanie w żołądku. I byłam rozdarta – z jednej strony przez rosnący głód, a z drugiej chęć odwleczenia maksymalnie konfrontacji z Pawłem.
Tego, że nie mogłam jej uniknąć byłam pewna, ale wcale mi się do niej nie spieszyło.
I znowu wszystko stało się w jednej chwili.
Pukanie do drzwi i błyskawiczny skok ciśnienia na samą myśl, że to Paweł – zbyt intensywnie szalał mi w głowie i przyciągnęłam go w myślach.
Zobaczenie Agnieszki i rozdzierające burczenie w moim żołądku, które było głośne, słyszalne i jednoznaczne.
Olbrzymia ulga.
– Właśnie się chciałam zapytać czy głodna nie jesteś. Miałaś ostry zapiernicz od rana, a wątpię czy coś wcześniej zjadłaś. Zamówiłam więcej pizzy, właśnie przywieźli. Zjesz? – Porozumiewawczy zez i uśmiech taki jak zwykle.
Spojrzałam na nią podejrzliwie.Zachowywała się tak jak zawsze, mimo mojego wyjątkowo wrednego zachowania. Przez ostatnie dni unikałam jej jak mogłam, a ona co? Na walenie przeze mnie kijem odpowiadała marchewką?
O co tu chodzi?
I to by było na tyle z zastanawiania się, czy jest tu gdzieś drugie dno, bo marchewka w postaci pizzy zagłuszyła wszelkie wątpliwości.
Miałam teraz jeden cel – pizza!
Ruszyłam z Agą do socjalnego, rozmawiając o pierdołach.
Dosłownie.
Ona nie poruszała tematu moich ostatnich wyskoków, a ja nie wiedziałam jak za bardzo mam jej wyjaśnić, co się ze mną dzieje. Sama nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i dlaczego.
Weszłam do pokoju socjalnego i skamieniałam.
Owszem, na stole stała pizza.
Dokładniej trzy.
A na sofie, z bardzo niewyraźną miną siedział Paweł.
Siła wyższa załatwiła niejako temat konfrontacji za mnie. Gorzej, że nie na moich warunkach.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zostałam dosłownie przestawiona w drzwiach przez pędzącą na złamanie karku Kasię – jedną z pielęgniarek.
– Już, już panie doktorze. To powinno pomóc. Ale gdzie się pan tak strasznie zaziębił? – Cholera! Tylko nie to!
W dodatku nie miałam jak się wycofać, bo Aga zdecydowanie wepchnęła mnie do środka i usadziła przy stole. Łudziłam się jeszcze, że ta cała pizza jest na nas dwie. Niestety cud nie nastąpił – była dla trzech.
Aga bezceremonialnie otworzyła wszystkie kartony i sięgając po pierwszy kawałek, mruknęła.
– Jemy. Paweł jest w tej chwili obiektem misji ratunkowej. Cud, że go do łóżka jeszcze nie zapakowała. – Zwykle życzliwa innym Aga, aż ociekała sarkazmem. Nie powstrzymałam parsknięcia. Co ja poradzę, że widok zbolałego Pawła obskakiwanego przez nadgorliwą i dosyć jazgotliwą pielęgniarkę wywołał taką, a nie inną reakcję?
Złośliwy humorek przeszedł mi natychmiast.
Pan Doskonały zakaszlał jeszcze raz, spojrzał aż nazbyt przytomnie w moją stronę i całkiem żwawo się podniósł, wyraźnie mając zamiar do nas dołączyć. Nie podobał mi się ten blask w jego oczach, nie podobał mi się ten zdecydowany krok – w sumie byłam całkowicie na „nie podoba mi się”.
Kaśkę na szczęście wzywały inne obowiązki inaczej pewnie bym jej coś zrobiła. Była za głośna, za uczynna, zbyt przymilna i za bardzo wdzięczyła się do Pawła, kusząco błyskając dekoltem.
W sumie, co mnie to obchodziło?
Szybko przestałam się przejmować tym problemem, mając na głowie inny.
Paweł nie skorzystał z odsuniętego już krzesła, tylko usiadł na innym – tuż obok mnie.
Mimo, iż dzieliło nas kilkanaście centymetrów, czułam się jakbym siedziała obok rozpalonego do czerwoności pieca. Było mi niewyobrażalnie gorąco i duszno. W jakiejś desperacji liczyłam na to, że przy Agnieszce Paweł się powstrzyma od jakichkolwiek dziwnych reakcji. To, że zachowałam się jak kretynka i przy okazji z niego też zrobiłam idiotę musiało mieć swoje konsekwencje.
To, że mnie zmiażdży było bardziej niż pewne – oby tylko nie przy świadkach.
Starałam się siedzieć cicho.
Rzeczywiście wyglądał na chorego, więc może ma spowolniony czas reakcji i nie będzie mu się chciało zdyscyplinować mnie teraz?
Wgryzłam się w ciasto słusznie uważając, że z pełnymi ustami się nie odezwę i nie strzelę żadnej gafy.
Konwersację z Pawłem prowadziła za to Aga. Nic nadzwyczajnego, rozmowy Polaków własne. Paweł rzeczywiście brzmiał nieciekawie, zachrypnięty głos i rozmowa, co chwilę przerywana kaszlem.
Najpierw się im tylko przysłuchiwałam i straciłam czujność, a potem było już za późno na jakiekolwiek sprostowania.
W pewnej chwili usłyszałam zaciekawiony głos przyjaciółki.
– Coś ty taki przeziębiony? To przez motocykl? – Znaczące chrząknięcie mężczyzny można było przypisać przeziębieniu, ale ja wiedziałam swoje. Ten dupek nieźle się bawił.
– Nie. Moja kobieta mnie tak urządziła. – Tylko dlatego, że już przełknęłam to co miałam w ustach nie zakrztusiłam się, nikogo nie oplułam ani się nie udusiłam.
Do tego momentu byłam już pewna, że zachorował przeze mnie. No dobra – przez swoją głupotę. Kto mu kazał siedzieć w nocy na zewnątrz, w dodatku, gdy był zlany od stóp do czubka głowy wodą. A teraz mnie zatchnęło, bo doszło do mnie jak mnie nazwał. Swoją kobietą?!
Żadne z tej dwójki nie zwracało na szczęście na mnie zbytniej uwagi. A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Żartujesz? Co ci zrobiła? Ale jak?! Z wiadra dostałeś i wywaliła cię na dwór?
– Można tak powiedzieć. – Zaczynało mi się robić gorąco. Już mi było wszystko jedno jak o mnie mówi, dopóki nikt nie wiedział, że to właśnie mnie ma na myśli. W tej chwili ważniejsze było coś innego – nie mogę się zdradzić. Już czułam jak rumieniec powoli wykwita mi na policzkach, a wiedziałam, ze będzie jeszcze gorzej. I było.
– Aż tak narozrabiałeś? – Aga nie odpuszczała. Nie wiedziałam czy kieruje nią czysta ciekawość, szykuje grunt dla siebie, czy też w imię specyficznie pojętej przyjaźni damsko-damskiej przygotowuje teren dla mnie.
Paweł się wyprostował, po czym sięgnął po znajdujący się dość daleko kolejny kawałek pizzy. Będący na tyle daleko, że musiał pochylić się moją stronę i mnie dotknąć. Jego ramię musnęło moje. Wstrzymałam oddech, ale nie opanowałam się i głośno przełknęłam ślinę. Aga nic nie usłyszała – a nawet, jeśli to nie dala znać. Ale Pawłowi drgnął kącik ust w ledwo powstrzymywanym uśmiechu.
– No dalej? Nie bądź świnia! Dosyć nietypowy sposób załatwiania sporów, jak na kobietę. – Z rezygnacją czekałam na kolejną wypowiedź Pana Doskonałego.
– Teoretycznie tak, ale jak na nią to i tak nie osiągnęła nawet połowy swoich możliwości. – Spokojny uśmiech, kolejny kęs i zyskał tyle, że Aga zaczęła niecierpliwie wiercić się na krześle. Niedobrze – temat ją zainteresował.
– I to cię kręci?! Jak ci baba tak podskakuje? Im gorsza jędza tym lepsza? – Znowu mówiący wszystko i nic uśmieszek.
– Wiesz, to ciekawe co mówisz. Tak na dobrą sprawę, zawsze mnie takie stuknięte wariatki irytowały. – Nie opanowałam nerwowego sapnięcia, ale Pawłowi zupełnie to nie przeszkadzało. Zapatrzony w dal kontynuował, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Ale tym razem zupełnie mi to nie przeszkadza. Sam nie wiem dlaczego. Zupełnie tak jakbyś miała kociaka. Szaleje tak, ze rozwali ci pół domu i poniszczy ulubione książki, ale i tak go kochasz.
Obie zamarłyśmy. Ja z pizzą w ręku i rosnącą furią w oczach, Aga z rozmarzonym wyrazem twarzy.
O czym myślała Aga nie wiem, ale mi w głowie tłukły się na przemian ‘stuknięta wariatka” z „kociakiem”.
Ten debil porównał mnie do kociaka?!
Zanim zdążyłam zrobić coś głupiego, do socjalnego wpadła jedna z asystentek i wyciągnęła Agę.
Zostaliśmy sami i wtedy coś głupiego zrobił Paweł.
Szybko wstał i równie energicznie odsunął krzesło – ze mną w komplecie. Zanim zdążyłam zareagować podniósł mnie do góry i mruknął.
– Nawet nie wiesz jak mnie wkurzasz! – I zaczął całować.
Nie były to już te delikatne pocałunki, których doświadczyłam w szpitalu. Zgniótł moje usta, nie pozwalając na żaden protest.
Wiedziałam, co robię nie chcąc by zbliżył się do mnie za bardzo. Przy tym neandertalczyku przestawałam myśleć.
I teraz też żaden protest nie był mi w głowie.
Straciłam grunt pod nogami dosłownie i w przenośni.
Wyłączyłam obawy i lęk. Mocno trzymana w silnych ramionach, chłonąc smak Pawła przemieszany z pizzą, wyłączyłam też myślenie.
I wtedy ciche słowa:
– O! Przepraszam! – i dźwięk zamykanych drzwi, zadziałały na mnie lepiej niż kubeł zimnej wody.
** ** ** ** ** ** ** **
Pechowa ósemka – część XVII
Pechowa ósemka – część XV
Ale zakończenie boba. Kochana ty to wiesz kiedy skończyć.
Bede ryczec!
Dlaczego?
Tylko się nie śmiej… mało mi!:D
Znów Bede wchodziła tutaj przynajmniej 5 razy w ciągu dnia,albo koczowala na blogu czytając inne opowiadania. I oczywiście nie pominę harmonogramu by wiedzieć kiedy kolejna część.
Wciąż jestem niezaspokojona 😛
Ja nadal nie wiem, kto im się tam władował 😀
Mykam do Paradoksu.
Obstawiam Age- ale to takie grzeczne ,a z drugiej strony to ona taka bezpośrednia jest. Dowiemy się tego obie za jakiś czas(byle szybko:D)
Mi bardziej pasowalby tam Szymcio jesli juz sie wykurowal, i tym razem nawet mialby szczescie bo zdazyl drzwi zamknac nim ktos zapolowal na jego glowe;) chociaz oni i tak zajeci byli:)
Autorko kochana ja wiem ze masz swoje zycie ale chyba bylabym Ci sklonna L4 zalatwic a pozniej zamknac w pokoju z laptopem i odciac od swiata zebys mogla dalej pisac bo ja usycham z tesknoty za tym opowiadaniem
Dziekuje za kolejna czesc:)
Ale wiesz…Szymcio będzie siedział cichutko . Ale to jego wejście też takie ciche jakby niepewne,ale faktycznie też mógłby tam byc.
Ale możemy się tylko domyślać jak Paweł całuje,że ona tak traci kontrolę nad sobą:D
Czysta chemia. Czasami tak bywa – dwoje ludzi i samozapłon
No tak,zawsze taka opanowana ,a w takiej sytuacji wszystko idzie w zapomniane…:)
A może szef ? W każdym razie my możemy się tylko nad tym zastanawiać 😉
I za włosy do jaskini – kocham heh. Made my day.
I nawet umierający dzień ożywiłaś!
Lubie momenty szalejącego ciśnienia w głowie – końcówka bombowa.
Jak tu nie klikać :D.
Witaj!!!. Mogę się dołączyć?. Była ” ziomalko” a gdzie w Białym jest jaskinia?. W kwietniu byłem i żadnych drogowskazów nie ma. Pozdrawiam Wiktor
Bunkry w okolicy jakieś są ;). Co prawda jestem z Suwalszczyzny, a tam wiesz, w lasach partyzantka gdzieś się kryła, ponoć niedźwiedzie polarne też. Życie 🙂
Ostatnio właśnie AV pisałam o tym jaskiniowcu, a tu patrzę natura się odezwała 🙂
Pozdrawiam 😉
Co tak nerwowo?. Nie chciałem obrazić. Bunkry może i są, ale to nie jaskinia. Białe niedźwiedzie podobno też , nie mieszkają w jaskiniach. Pozdrawiam Wiktor
Ups … znowu przegięłam 🙂
O jaaaaa! No I kochana zabraklo mi slow, chyba serce mi stanelo… jak ja kocham to uczucie gdy czytam Twoje opowiadania 🙂
Szaleje ostatnio ; D to moj drugi komentarz ; D
Buziaaaa
Właśnie widzę i oczom nie wierzę 🙂
Milej lektury.
Aż miałam rumieńce na twarzy czytając tą wspaniałą końcówkę. Jesteś najlepsza. Dziękuję i czekam (nie)cierpliwie na więcej 🙂
Byleby go tylko nie ugryzła … serio 🙂
A niech gryzie albo podrapie, nawet go to zdziwic nie powinno, to kociak przeciez jest:)
Nie robilam tego do tej pory bo staram sie szanowac zycie prywatne innych ale po tej czesci chyba zaczne meczyc o kolejne:)
Czytam wszystkie twoje opowiadania A moje zainteresowanie twoim blogiem rośnie z każdą częścią … Dziękuję za możliwość oderwania się od szarej rzeczywistości
Hmm, przychodzę do pracy i……..
taka miła niespodzianka! Dziękuję, teraz to juz będę miała przyjemny dzień 🙂
Ależ ten Pawełek jest boski, hmmmmmm……….
oj, oj, oj……..chciałoby się takiego faceta 🙂
Rozdział świetny i jak zawsze kończysz w takich momentach, że ciśnienie mi skacze, ale cóż nie ma nic za darmo….
Pozdrawiam
Ania
Witaj Aniu!!!. Nocki mam teraz i Twoje opowiadanie czytałem w pracy. A ja nie wiem co powiedzieć. Może tak. DZIĘKI !!!!.Część się podobała!. Musisz tak kończyć?. Czekam na next. Pozdrawiam Wiktor
Hahaha … dopóki jest chociaż jedno słowo, które pasuje nie jest źle 🙂
Samo mi się tak kończy. Coś nie tak? 😀
Nie wszystko oki, ale mogłaś zdradzić kto zajrzał do pokoju. Pozdrawiam Wiktor
Nudno by było gdybym zdradziła
Historia super ale kiedy next? A paradoks kiedy?
Tak mi smutno, tak mi źle, kiedy znowu tu nic nie ma nowego 😛 Czekam i czekam, po pechowej mam taki niedosyt że mogę długo nie wytrzymać 🙁
Ciężki tydzień. Sobota tez mnie czeka …
Będzie wieczorem.
Przeżyję, rozumiem ale staropolskim obyczajem uwielbiam narzekać i narzekam 🙂 A i tak posłodzę trochę Ci Aniu, uwielbiam Ciebie i Twoje pomysły opowiadaniowe 🙂 no i czytam Cię regularnie i nie pamiętam już od kiedy.
Nie mogę znaleźć – któraś z Was pytała się o Babeczkę.
Żyje,oddycha i jest prawie na finiszu rozwiązania. Teraz nie ma mowy o pisaniu – nie mówiąc o tym,że byłoby jej ciężko bo ma zakazane siedzieć. Nie korzysta prawie wcale z komputera ( wyjątek był raz czy dwa ).
Macie od niej pozdrowienia i informację, że wróci!